Grafomania Suprisa...

Czyli moje pamiętniczki :3

Ogłoszenie

NOWE CZĘŚCI OPOWIADAŃ CO ŚRODĘ! NOWE CZĘŚCI OPOWIADAŃ CO ŚRODĘ!

#1 2013-11-07 19:52:06

 Kapitan Suprise

Ja, kurwa!! :D

Zarejestrowany: 2013-11-07
Posty: 7
Punktów :   

Anioł śmierci

http://images6.alphacoders.com/416/416000.jpg



Uniwersum Starozytnych Lochów
Przedstawia

Aniol Smierci

*
Mowi się, że jego przybyciu towarzyszyły dziwne zjawiska. Jedni mówią, że wojska Legionu nagle zatrąbiły tysiącem rogów. Inni, że Smoczy Król starych czasów, Wielki Numirax, powrócił. Jeszcze inni, głoszą o tabunach elfich duchów, przemierzających krainę od północy, do południa. Jedna rzecz jest pewna: niespodziewanie przybył do Tagoranu.
Przejeżdżając ulicami, spotykały go nieprzychylne spojrzenia miejscowych. Nikt nie lubił Smoczych Łowców.
Gdy dojechał do zabytkowego ratusza z Pierwszych Lat, miasto zamarło. Powoli zsiadł z konia, przywiązał go do kulbaki, sprawdził, czy miecz nadal jest przy siodle. Był.
Wszedł do kasztelana. Gdy w głównym holu zobaczył go jeden z urzędników, zamarł. Jakby nagle tysiące dłoni zacisnęło się na jego gardle.
A widok ten był przerażający: skórzane, nabijane ćwiekami buty, kolcze spodnie na czarnej tkaninie, na piersiach pancerz płytowy z wyobrażonym na nim łbie smoka. Naramienniki, na których były grawerowania na kształt smoczych łusek. Okryty był czerwonym, przerażającym płaszczem. Lecz najstrzaszniejsza była głowa. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, ze podróżny jest tylko zakapturzony, lecz pod nim, krył się prawdziwy strach. Był to hełm, z wyobrażonymi na nim, u góry i dołu smoczymi kłami. Hełm był tak skonstruowany, że twarz, która powinna być miedzy kłami, była w cieniu.
Wskazał swoją rękawicą, przypominającą smoczą łapę drzwi, i mrocznym głosem przemówił:
-Do kasztelana
Urzędnik szybko zawrócił, wszedł do pomieszczenia, by po chwili wyjść i oznajmić:
-Mości kasztelan na Was czeka
Łowca podszedł powoli w stronę drzwi, po czym wszedł do biura kasztelana. Był to elegancki pokój, pokryty gobelinami Za biurkiem, stojącym naprzeciw wejścia, stały regały z księgami.
-A, wyście to! Siadajcie, Panie....? - zatrzymał kasztelan, siadając
-Bonhart. Bonhart w Vigaro
-Bardzo pięknie - kasztelan sie uśmiechnął
-Ale koniec tego chędożenia, Panie Bonhart... Przyjechaliscie z tego obmierzłego zamczyska....
-Wyjaśnijmy sobie pewną sprawę... - przerwał Bonhart, poprawiając rękawicę: - Mówi kasztelan o miejscu, w którym się wychowałem, więc doradzam zważać na słowa...
-Naturalnie - powiedział kasztelan, przestając się uśmiechać
-A przyjechałem tu z oczywistego powodu. Podobno widzieliście smoka, kasztelanie...
-Tak! Bydle wielkie jak stodoła, przeleciało nad miastem i przerwało jarmark. Kupcy biegali jak pochędożeni, a ja musiałem płacić za ich straty w towarach!
-Mało interesują mnie Wasze wydatki, kasztelanie, chyba, ze mówić będziemy o mojej zapłacie...
-Zapłacie! Myślałem, zeście są Łowcą Smoków, członkiem zakonu, który...
-...Który za opłatą pozbędzie się Waszego gadziego problemu - przerwał Bonhart
Kasztelan wstał, zrobił parę kroków po swoim gabinecie, po czym stwierdził:
-Z jednej strony, to duży wydatek.... Z drugiej, gdzie znajdę większego speca?
Bonhart milczał. Odpowiedź bowiem była dla niego oczywista. Każdego durnia próbującego usiec smoka na własną rękę, bestia pożarła
-Dam Wam tysiąc sztuk złota za gada. Stoi? - kasztelan podał mu dłoń
Bonhart spojrzał na rękę, po czym odrzekł:
-Tysiąc za narażenie życia? Przynajmniej dwa!
-Czy Wyście na łeb upadli? Ja Wam... - Uniósł sie kasztelan. Łowca wstał, chwycił go za brązowy, skórzany kubrak, po czym spokojnie odpowiedział:
-To Wy chyba upadliscie na łeb! Co powiedzą ludzie, gdy dowiedzą się, ze kasztelan szczędzi pieprzonych dwa tysiące sztuk złota na bezpieczeństwo jego ludzi? Na taczkach wywiozą Wasze zarobaczone truchło w tego miasta, nawet go nie chowając... - puścił go. Podał rękę, i zapytał:
-To jak? Dwa tysiące?
Kasztelan poprawił kubrak, po czym cały czerwony ze stresu odpowiedział:
-Niech będą dwa - podał rękę

Offline

 

#2 2013-11-07 19:57:44

 Kapitan Suprise

Ja, kurwa!! :D

Zarejestrowany: 2013-11-07
Posty: 7
Punktów :   

Re: Anioł śmierci

**

W karczmie "Pod ubitą świnią" jak zwykle panował ruch. Tym razem jednak, był on spowodowany obecnością niezwykłego gościa jakim był łowca
-... i tak mniej więcej zakończyło się polowanie na smoka w Górach Błękitu. Zamiast jednego, upolowałem trzy, dostałem trzy razy więcej, miasto było wdzięczne, a ja pojechałem dalej...- zabójca sięgnął po kufel stojący na ławie, po czym przykładając go do ust, upił z niego.
Widać było, ze przyszedł sie zrelaksować, gdyż zdjął całe uzbrojenie stalowe, pozostał tylko pancerz skórzany. Jego hełm także był zdjęty, oblicze skrywał pod kapturem
- Wspaniałe macie przygody, mości zabójco - odezwał sie siędzący przed nim, ubrany w bogate, błękitne szaty człowiek. Na jego szyi był medalion z wyobrażoną wagą, na której szalach były mieszki monet, co wskazywało, że był kupcem
-...ale, jedno mnie zastanawia...- w międzyczasie przyszła piękna, młoda karczmarka, z blond warkoczem, przynosząc dwa kufle pełne piwa. Kupiec wręczył jej dwie złote monety
- ... czym zajmuje się taki łowca, kiedy akurat nie ma zlecenia?
Bonhart odstawił kufel, i odpowiedział:
-Obijaniem mord skurwysynom, sprzedawaniem skór wieśniakom... - wtedy, spojrzał na odchodzącą karczmarkę
-... i innymi przyjemnościami
Kupiec uśmiechnął się spod swojego bujnego wąsa, i chwytając kufel, powiedział:
-Wasze życie jest jak z bajki....
Łowca popatrzył na niego, i zdjął kaptur. Wtedy, kupiec zamarł. To, co zobaczył bowiem, było okropne...
Bonhart był łysym, niezbyt przystojnym mężczyzną o brązowym oku, przy czym stwierdzenie to nie jest błędem. Przez drugie bowiem, przechodziły szramy wielkości szmoczego pazura, a oko było całe białe. Na twarzy miał lekki zarost
-Moje życie, mości kupcze, to nie bajka. To nie ja płaszczę dupę, licząć zyski, sięgające tysięcy. To nie dla mnie, zarobiony tysiąc to gówno, którym można sobie podetrzeć swoją szanowną rzyć. Ja, mości kupcze, nie piję codzień elfiego wina, zajadając mięsa najrzadzszych zwierząt. Ja, codzień jeżdze od miasta do miasta, by usłyszeć, ze jestem sierotą zebraną z gościńca, i że nic nie znaczę. To ja, codzień, przynajmniej raz dziennie, muszę otrzeć hełm ze śliny jakiegoś skurwiela, który napluł mi przy ludziach bez żadnego skrępowania... Inna sprawa, ze zwykle po tym traci zęby... To ja, raz na miesiąc zarobię tyle, by żyć o suchym chlebie i wodzie w jakiejś stodole, by nie zostać w nocy zabitym przy drodze przez jakiegoś rzezimiecha.... Nie, mości kupcze.... Moje życie absolutnie nie jest z bajki.... I aby uniknąć wyzej wymienionej utraty zębów, radzę podnieść swoje tłuste, leniwe dupsko z ławki, i odejść stąd, zanim doliczę do pięciu.... Akurat wziąłem nóż, a cela mam dobrego.... - usiadł na ławce, wziął kufel, i dopił piwo. Kupiec, z przerażeniem na twarzy szybko wstał, i wybiegł z karczmy, krzycząc "Wariat! Szaleniec!"
Zaraz po tym, tłum wcześniej zebrany wokół stołu rozszedł się w konsternacji. Zostało tylko trzech, zakapturzonych ludzi, z nożami przy pasach. Podeszli do stołu, oparli się o niego, i z uśmiechami na swoich paskudnych twarzach, zaczęli rozmowę z Bonhartem:
- To mówicie, ze nie jesteście zbyt majętni, co?
- Tak mówię, ale co Was to obchodzi?
- Bo nam się widzi... - zaczął drugi -... że taki sprzęt, jaki Wam dają, to musi być dużo wart....
-Tylko raczcie zauważyc, ze bez tego, jak to mówicie, "sprzetu", kompletnie nie miałbym za co żyć... Pani karczmarko, jeszcze butelkę gorzałki, jeśli łaska!
- Taki żeś mocny w gębie, co? - zapytał trzeci - Może udowodnij, czy masz równie mocną pięść?
Karczmarka przyniosła butelkę. Bonhart wstał, wręczył jej jedną złotą, i dwie srebrne monety, otworzył ją, wypił dwa łyki, po czym otarł usta i... rozbił butelkę na głowie rzezimiecha przed sobą.  Jeden za nim, i jeden, po drugiej stronie stołu, wyjęli noże. Ten z tyłu chciał go dźgnąć, a ten za stołem, wskoczył na ławę. Bonhart jednak odsunął sie w bok, zablokował rękę rzezimiecha pod pachą, po czym łokciem drugiej ręki uderzył w jego staw, łamiąc mu rękę. Kiedy drugi skoczył ze stołu, Bonhart już znajdował się z tyłu jednego ze zbójców, trzymając jego złamaną rękę. Wykręcił ją do tyłu, po czym swoim ciężkim butem kopnął w jego plecy, w krzyż. Rozległo się chrupniecię. Zbójca wygiął się do tyłu. Drugi z nich, po nieudanym ataku, spróbował dźgnąć łowcę. Ten jednak, zablokował sie ciałem jego zabitego już kolegi. Nóż wszedł jak w masło w żywą tarczę. Zabójca kopnął ciałem złodzieja w jego kolegę, sprawiając, ze drugi nie mógł wstać. Bonhart wyciągnął swój nóż z buta, i podszedł do przygniecionego kolegą rzezimieszka.
- Błagam, oszczędź... - prosił ocalały zbójca
Bonhart się uśmiechnął, po czym zapytał:
-Wiesz, jaki jest zasadniczy problem mojego fachu?
Złodziej pokręcił głową, na znak, ze nie wie
- Mam zabijać smoki... - nachylił się nad napastnikiem - ...ale czasem, one kryją się pod ludzką postacią - uśmiechnął sie szyderczo, po czym wbił mu nóż, w gardło. Wszyscy patrzyli na łowcę z jednoczesnym przerażeniem, ale i podziwem. Podszedł do karczmarza:
-Za tych trzech jest jakaś nagroda?
-Tak, Panie.... okrągłe sto sztuk złota, za głowę.... żywą, lub martwą...
-Swietnie, w takim razie idźcie szybko zgłosić, zeście ich zabili, i odbierzcie nagrodę...
-Ale Panie łowco.... nie można tak po prostu.... - Bonhart wręczył mu nóż, po czym powiedział:
-To zeznajcie, zeście bronili córki... - popatrzył na sliczną karczmarkę, która go wcześniej obsługiwała. Mrugnął do niej okiem, i odszedł do drzwi, które prowadziły do pokoi
Dwie godziny później, gdy już szykował sie do snu, usłyszał pukanie do drzwi. Weszła córka karczmarza. Stanęła przed nim, i zaczęła mówić:
-Mój ojciec nakazał, abym spełniała każdą Waszą zachciankę... - w tej chwili, zaczęła rozsznurowywać suknię. Kiedy opadła, stanęła przed nim naga, tylko z jej pięknym warkoczem.
-Więc jaśli macie takie życzenie, jestem cała Wasza...
Łowca podszedł do niej, spojrzał na jej kształtne piersi. Dotknął ich delikatnie. Wtedy ona, rozpięła pas od jego spodni, i wyjęła go. Spodnie opadły na podłogę. Stali naprzeciw siebie nago. Wtedy ona, pchnęła go na łóżko, i usiadła na nim. Powiedziała mu:
-Obiecuję, ze to będzie noc pełna wrażeń...
-Nie wątpię....

Offline

 

#3 2013-11-13 18:48:15

 Kapitan Suprise

Ja, kurwa!! :D

Zarejestrowany: 2013-11-07
Posty: 7
Punktów :   

Re: Anioł śmierci

***

-To mówicie, ze to tu bestia zniknęła?- zapytał łowca wieśniaka, który przyprowadził go do skarp
-Tak, panie. Żem widzioł, jak poczwara ulotła, dupnęła w mieście, i polećła
Język tutejszego chłopstwa pozostawiał wiele do życzenia. Nie to było jednak problemem.
Bonhart chwycił w stalową rękawicę trochę ziemii. Kiedy to zrobił, szepnął:
- AS - VI - RO
Było to jedno z zaklęć, jakich uczono łowców w ich siedliszczach. Sekret zaklęć polegał na tym, ze były one w jezyku smoków. Wielu magów, którzy sami próbowali okiełznać magię smoków, zginęło próbując ją opanować
Kiedy Bonhart wypowiedział inkantację, w jego oczach grudka ziemii zaświeciła sie różnymi kolorami. Każdy coś oznaczał.
-Smok, właściwie smoczyca, była tu trzy dni temu. Odeszła w tamtym kierunku...- wskazał na wąwóz, nad którym stał. Z daleka widać było grotę, która znajdowała się z przeciwległej strony
-Prawdopodobnie jest świeżą matką...- kontynuował-...jej dzieci mogą być jajami, lub na początku I stadium... - odszedł w stronę zbocza.
-Wy mi już nie jesteście potrzebni. Macie za fatygę... - rzucił wieśniakowi złotą monetę. Ten odszedł, kłaniając się, a łowca zjechał w dół zboczem. Kiedy był na dole, wyjął miecz. Podszedł powoli do groty, by po chwili smoczyca powoli wyszła. Nie miał czasu, by zaplanować przebieg walki. Smoczyca próbowała go złapać pyskiem. Odskoczył w bok. Wtedy, bestia postanowiła zaatakować z dwóch stron: ogonem i łapą. Łowca był jednak przygotowany. Uskoczył, i kiedy ogon znalazł się pod nim, wbił w niego miecz. Smoczyca zawyła z bólu. Zaczęła machać ogonem jak szalona, próbując przy tym zabić łowcę. Ten jednak sie trzymał. Kiedy smoczyca w desperacji próbowała uderzyć ogonem o ostre skały, Bonhart wyjął miecz i zeskoczył. Smoczyca nie zdążyła zaniechać ataku. W bólu przestała atakować. Wtedy, łowca szybko powiedział, celując otwartą dłonią w pysk smoczycy:
-GI - HA - VI - w dosłownym tłumaczeniu znaczyło to: "Spokój - Wielkość - Potęga"
Smoczyca się uspokoiła. Wtedy, Bonhart spojrzał do groty. Były tam małe smoczki, jednak bardzo pokaleczone. Spojrzał na smoczycę, jakby pytając ją o zgodę na podejście. Ta, wzrokiem mu pozwoliła. Podszedł i pooglądał je. Rany za długie i zbyt wąskie jak na zwierzęta. Ostrza. Ludzie. Czyli o to w tym wszystkim chodziło...
-GI - VA - VI - powiedział łowca, dotykając smoczków, co znaczyło: "Spokój - Zdrowie - Potęga". Po tym, rany smoczków się zablizniły. Po tym, podszedł do smoczycy, chwycił ogon, i mocnym szarpnieciem, wyciagnął z kamieni. Ryknęła. Wtedy, wypowiedział tę samą inkantację co uprzednio i zaleczył jej rany. Smoczyca ukłoniła się odchodzącemu łowcy. Ten, pozdrowił ją otwartą dłonią, i odszedł.
Wracał przez las do miasta. Wtedy, na trakt wyszło przed niego trzech zbójów w kapturach, z tyłu kolejnych trzech. Wszyscy mieli drewniane pałki. Łowca powoli wyjął miecz, i zaczął mówić:
-Czego tu panowie? Nie mam pieniędzy
-Nie o pieniadze chodzi. Nasz pracodawca mówi, że mamy Cię załatwić, bo zdajesz sie za dużo wiedzieć
-Ja? Skąd! Wykonuję tylko zadanie i chcę dostać zapłatę- przyglądał się napastnikom. Przy pasach mieli miecze. Kute w girlandzkich kuźniach. Wąskie. Długie. Odpowiadały ranom na ciałach smoków.
-Ta? To czemuś nie ubił smoka, skoro chcesz dostać zapłatę?
-Nie zabiję niewinnej istoty
-Niewinnej? Wpadła na targ i zabiła szesnaście osób.
-Widocznie się im należało
-Kim jesteś, by decydować, kto zasługuje na śmierć?
-Człowiekiem, który w przeciwieństwie do Was wie, jak walczyć mieczem. Dlatego Śmierć jest po mojej stronie
Zbóje się na niego rzucili. Wtedy, łowca krzyknął
-GO - NA - VI! - co znaczyło: "Chaos - Pchnięcie - Potęga". Wtedy, wszyscy napastnicy zostali odepchnieci od łowcy. Kiedy wstawali, zaczął atak. Jedno poziome cięcie rozcięło klatki piersiowe dwóm napastnikom. Obrót. Kolejne cięcie odcięło głowę. Napastnicy już stoją i atakują. Przewrót obok napastnika. Był za nim. Chwyt. Złapał go za gardło, i mieczem mu je poderżnął. Pchnął ciałem w kolejnego. Zachwiał sie. Świetnie. Pchniecie mieczem przebija go na wylot. Kiedy zaatakował ostatni, ten rozgadany, zablokował pałkę u góry, kopnął go w nogi. Napastnik upada na brzuch. Łowca szybkim ruchem zgniótł mu głowę butem. Kiedy schował miecz do pochwy, zobaczył na szyi zabitego znany mu już medalion z wagą i mieszkami na szalach. Gildia kupców. Wszystko marność....

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.polishbanditcrew.pun.pl www.tekkasquadron.pun.pl www.zielonykac.pun.pl www.policja997.pun.pl www.artcafe.pun.pl